ją<br>najpierw w objęcia, nie bez jej przyzwolenia zresztą, choć i z jakimś<br>wyczuwalnym w niej oporem, i tuliliśmy się, całowali, błądzili rękami<br>po sobie, dopóki, jak zawsze pierwsza, nie ocknęła się nagle,<br>spłoszona:<br> - Poczekaj, muszę najpierw coś zagrać, niech coś będzie słychać w<br>kościele. - I uciekała ode mnie do fisharmonii, siadając nieomal<br>gorączkowo przy klawiaturze. - A ty sobie tam stań. - Wyznaczała mi<br>miejsce jak najdalej od siebie. - Trochę dalej. Będziesz mógł mnie<br>lepiej słyszeć. Zresztą nie lubię, jak mi się na palce patrzy, kiedy<br>gram.<br> Aczkolwiek niechętnie, stawałem w miejscu, które mi wyznaczyła, lecz<br>nie byłem w stanie skupić uwagi