dziennika. Ślamazarnym krokiem wlókł się z jednej sali do drugiej, kilkakrotnie przewracał jedne i te same czasopisma, zaglądał pod stoły, pod kanapy, zatrzymywał się przed gośćmi i długo wyłupiastymi oczami przyglądał się trzymanym przez nich dziennikom - czasem natrętnie podglądał tytuły, a gdy zniecierpliwiony gość pytał się, czego chce, Bartek odpowiadał flegmatycznie: - Ee... nic, proszę pana, tylko "Kresowego" tak gdziesik zatrynili, że ani go widać.<br>Po kilkunastu minutach daremnego szukania przyplątał się na "Sybir" w pobliżu gościa, który tę gazetę zamówił, i kierownika Steca, kończącego jeść śniadanie.<br>- No i cóż z tym "Kurierem"? - zapytał gość.<br>Bartek spojrzał nań wzrokiem pełnym wyrzutu i