duży. Poszczególnych nawoływań nie wyróżniałem. Widziałem tylko rozwrzeszczane usta, bardzo otwarte. Zewsząd kolor do ostatecznych granic nasilony światłem. Kolor, jeden krzyk, żar.<br>Do łazienki przejście miałem przez jadalnię. Kiedy z niej wracałem, ujrzałem, że miejsoe wczoraj puste zajmuje pan siwawy, w wielkich rogowych okularach, pogrążony w lekturze dziennika o większym formacie niż nasze. Nie wiedziałem, kto to, ani czy to Połak, czy Wloch. Wypadało powiedzieć "dzień dobry" lub też "buongiorno", w zależności od sytuacji. Zanim rozstrzygnąłem altematywę, nie znany mi pensjonariusz wstał i przywitał mnie po polsku. Już wiedział, kim jestem i kiedy przyjechałem do Rzymu. Spytał mnie, jak spałan pierwszą