rachunków w tej szkole, Franciszek Gałczyński. Zastraszony, w wyszmelcowanym garniturze, pod czarnym krawatem, wyglądał na żałobnika. Gałczyńskiemu przydzielono funkcję protokolanta. Wiec się rozpoczął, zanim wszyscy chętni upchali się w salce.<br>Zrobiło się duszno, gęstniał pot. Jeden z cywilów, ten niski, zużytym głosem jak ze zdartej płyty, monotonnie odczytał przemówienie ociekające frazesami o jedności narodu i koniecznej odbudowie ojczyzny. Ludzie słuchali go jak kramarza, z pewną uwagą, ale podejrzliwie. Z pierwszej ławki co chwilę podnosił rękę wąsaty chłop o mocnej twarzy, typ raczej szlagona niźli włościanina. Dopytywał się, czy i baby będą państwowe, tak jak to jest u bolszewików, on to widział