zamknął pokrywkę, odwrócił się do lustra i zaczął sobie coś wyciskać spod nosa. - Czy ja już nie mam prawa choć do krzty melancholii? Śmieszy pana i dziwi, tak? - naciągał skórę nad górną wargą, przyglądał się temu miejscu, zbliżając prawe oko do lustrzanej toni, i zrzędził: - Ach, ten mój skin-cleaner, fuszer przebrzydły, na dodatek kokiet, moja żona go nienawidzi. Żebym ja tak uzdrawiał chorych, jak on mi czyści skórę!<br>Irek czekał cierpliwie. Kiedy Tubiełło wygadał się, wytrzepał, obmył ręce na sucho przez włożenie ich do pojemnika z antyseptycznym nawiewem, znalazł swoją niebieską kulkę i uspokajał się, podrzucając ją w dłoni, wtedy