cieniowań. Ale niewidzialna pianistka urzekała też ulicznych melomanów plastycznością polifonii. Pod jej palcami Chopinowska Barkarola tchnęła żarem południowego nieba i chłodem wodnych przestrzeni, włoski romantyzm łączył się z czysto polskim liryzmem. Fortepian zdawało się nie grał, lecz śpiewał, zwłaszcza w partiach <orig>kantylenowych</>. W pewnej chwili, gdy przebrzmiała środkowa część Ballady g-moll, Gordon, który nigdy nie mógł słuchać jej bez głębokiego wzruszenia, wychylił ostatni łyk kawy i wszedł do pokoju Ewy.<br>Stojąc w drzwiach, głosem patetycznym, jakby ze swojej ostatniej wyuczonej roli, zawołał:<br>- Ewo, jesteś genialna! Zagrałaś to wspaniale, nadzwyczajnie, fantastycznie! Słyszałem Paderewskiego w Paryżu, cała sala wstała z miejsc, stałem