długimi chwastami, opiętych w długi, prowadzonych przez watowanego kuczera. Stójkowi po rogach ulic tężeli na baczność, między przechodniami przewiewał podmuch nienawiści i zgrozy, środkiem zaś jezdni, wymijając melancholijne pudła, przemykała wśród brzęku uprzęży generalsza czy policmajstrowa. Tante ściągała usta w gwiazdkę, patrzyła w jeden punkt i cedziła przez zęby: <br>- Nie gap się, nie trzeba się rozpraszać, Rosalie. <br>Rosalie jednak z zachwytem, z utęsknieniem śledziła, póki nie znikł radosny bieg kłusaków. <br>Tak przyszły do łazienkowskiego parku i zaczęły podążać ku okrąglakowi, gdzie sprzedawano pierniki. Z ramion tante spływała pluszowa mantyla koloru marengo, podbita atłasem. Spod obwodu <page nr=29> sukni wyzierał rąbek haftowanych pantalonów i