Niedoszły absolwent ostatecznego egzaminu z niebytu włożył czystą, wykrochmaloną koszulę, szary garnitur, wysunął białe mankiety, które ściągnął spinkami, wziął do ręki rurkę cewnika z nylonowym workiem i ciągnąc za sobą sparaliżowaną nogę, sparaliżowane ramię, ucho, oko i połowę sparaliżowanych ust, ruszył w kierunku pomarańczowej salki na końcu korytarza. <br>O ten garnitur poprosił matkę dużo wcześniej. Nie wierzył lekarzom i nie ufał medycynie. Przeczuwał, że zbliża się koniec. Stale wspominał swojego przyjaciela, prokuratora Pankiewicza. I chyba pamiętał, mimo amnezji, wszystkich bliższych i dalszych znajomych, którzy podobnie jak on wegetowali w szpitalach i klinikach. Niegdyś ci niekwestionowani władcy wydziałów i zespołów adwokackich przyjmowali