niesławnie zniszczało,<br>Bo czas i względność, jak analfabeta<br>Odkrywa chemię, tak nagle odkryli.<br>1120<br>Dla innych sama wypukłość kamienia,<br>Kiedy go weźmie się nad brzegiem rzeki,<br>Była nauką. Wystarczy ten moment,<br>Albo krwawiące okuniowe skrzela,<br>Albo, nim księżyc wzejdzie ponad chmurą,<br>1125<br>Płużenie bobra w miękkiej, sennej toni.<br><br>Bo kontemplacja gaśnie bez oporu.<br>Z miłości do niej trzeba jej zabronić.<br>A my szczęśliwsi byliśmy na pewno<br>Niż tamci, którzy z ksiąg Schopenhauera<br>1130<br>Czerpali smutek, słysząc, jak na dole,<br>Pod ich mansardą, huczy tingel-tangel.<br>I filozofia, poezja, działanie<br>Nie były, tak jak dla nich, rozdzielone.<br>W jedną łączyły się wolę