co chwila zerkał na mnie i wznosił oczy na sufit. Wiedziałem, o co mu chodzi. Na dziedzińcu czekał na nas taksówkarz i taksometr wybijał dziesiątki złotych. Chcieliśmy wejść dyrektorowi w słowo, lecz nie dopuszczał nas do głosu.<br>Wreszcie powiedział: - Proszę panów, tu jest tak pięknie, zielony park, tyle kwiatów na gazonach, latają ptaki, wiewiórki śpiewają... - Po tych śpiewających wiewiórkach Karol kopnął mnie w nogę. Wstał i przerywając przemówienie dyrektora oświadczył stanowczo: - Odjeżdżamy, panie dyrektorze, bo mamy zebranie w Związku i czas nas pędzi. - Domyśliłem się. Karol uznał, że dyrektor też nie ma równo poukładane w głowie i szkoda zachodu, bo i