Jan Skiba, świeżo po pięćdziesiątce, protestuje przeciwko krzywdzącemu stereotypowi, że służby łamały człowieka kołem, zanim wsadziły do twardych okładek.<br><br>- Szczególnie w latach 80. już nikt nie łamał, bo od powstania Solidarności była instrukcja, że opozycję demokratyczną należy obserwować, a nie rozpracowywać. Trwały rozmowy, czołowi opozycjoniści byli dowożeni na rozmowy z gen. Kiszczakiem nawet z internowania. Procesy polityczne były sporadyczne i pokazowe. - Ludzie chętnie współpracowali, przede wszystkim dla komfortu własnego - upiera się Skiba. - Mogli dorobić do pensji, w nagrodę dostawali deficytowy paszport, nie groziło im aresztowanie czy internat. Bazowaliśmy na wrodzonej dwulicowości i naturalnym pragnieniu, by panu Bogu dać świeczkę i diabłu