Czecha i Helenę Marusarzównę.<br> Na odchodnym doradził swym gościom, którędy mają iść,<br>żeby nie natknąć się na żandarmów. Dał im też list do swego<br>syna, Jano Hlawaja, mieszkającego w Wychodnej.<br> Opuszczali gajówkę uradowani, podniesieni na duchu<br>postawą sympatycznych Słowaków.<br><br><br> Młody człowiek, który im otworzył, spojrzał mało zachęcająco,<br>nieufnie, zrobił nawet gest, jakby chciał zatrzasnąć<br>im drzwi przed nosem. Dopiero karteczka z kilkoma słowami,<br>na której Hlawaj senior polecał ich synowi, dokonała<br>metamorfozy. Słowak uśmiechnął się przyjaźnie i szerokim gestem<br>zaprosił do środka.. Po niemiłym pierwszym wrażeniu zdumiewała<br>serdeczność, z jaką zajął się gośćmi. najpierw przygotował<br>jedzenie, potem w drugim pokoju wskazał