bez śladu.<br><br>Awaru ruszył z wolna w stronę strumienia, przebrnął <br>przez wodę i nie spiesząc się wkroczył między <br>kępy krzaków. Wyrastały z podmokłego gruntu, a ich <br>korzenie były odsłonięte z ziemi, czarne i lśniące, <br>podobne do wetkniętych w błoto suchych patyków. Dopiero <br>na pewnej wysokości zaczynały się zielone gałęzie <br>z gęstym listowiem. Szedł w głąb zarośli, <br>a potem, upewniwszy się, że nikt go już nie widzi, skręcił <br>i przyspieszając kroku, puścił się wokół <br>zatoki przegradzającej drogę do Tees.<br><br>Sheri wybiegał naprzód, zapuszczał się w przesmyki <br>pomiędzy kępkami, zawracał z futrem zamoczonym na nogach <br>i brzuchu i próbował innego przejścia. Awaru, zważając