odpowiedź. Później pobiegła, gniewnie i porywczo, na przełaj przez pochyłe pola za wozem, który ciężko dygocąc na bruku, wspinał się ku Górnym Młynom. Kajaki siąknął nosem, powiedział ochryple:<br>- Dmuchnij mnie z tyłu we włosy, żeby dobrze służyły, jedry ich pałki. I chyłkiem, wstydliwie, puścił się brzegiem lasu w stronę wozu ginącego już pomiędzy drzewami. W mieście odezwał się dzwon cerkiewny. Jak zwykle, szedł ku osadzie szeroką doliną łąk, chruśniaków liliowych i torfowisk kurzących skąpym dymem. Polek został sam. Machinalnie podnosił z trawy rozsypane poziomki, wkładał je do ust. Były gorzkie. Zakonnica w szarym kitlu roboczym biegła szybko przez ogród klasztorny. Na