z tytoniowymi szmuglerami, ponieważ mieszkali w pobliżu Dworca Wschodniego, a tam przybywały pociągi z Lubelszczyzny. Siedzieli naprzeciw siebie, przebierając zręcznie palcami w stosach gilz i tytoniu pachnącego surowizną. Milczeli, a Tadeusz od czasu do czasu chwytał ciepłą dłoń żony, tak jakby obawiał się, że oto pozostał sam. Uśmiechała się i gładziła jego martwe włosy. Wyczuwał uśmiech, prowadził końcami palców dookoła jej oczu i ust. "Wojna nie oszczędziła twojej twarzy, Zofio" - mówił.<br>Przeżywał potężny nawrót tej miłości, z którą zżył się przez wiele lat: posępnej i odrealnionej. Ona rezonowała jego uczucie, ponieważ zyskała dopiero teraz przekonanie, że swym istnieniem nie przynosi zgryzoty