kolacji, wymieniwszy z Obim i Kubą porozumiewawcze spojrzenia, przemknąłem ku północnemu murowi, oddzielającemu piętnastkę od kamienistego pustkowia, wspiąłem się na szczyt ogrodzenia, zawisłem na rękach i skoczyłem wprost w gęsto rosnące tu krzewy: to złagodziło upadek z wysoka, podniosłem się i z wolna obchodziłem ogrodzony szczelną ścianą z kamieni i gliny prostokąt naszego zakładu, i przebrany (tu Hamid ukrył pod głazem potrzebny mi strój, a ja pożyczoną harcerską sukienkę), po chwili ruszyłem drogą ku rzece,<br>a tam już, uważny i skupiony, odnajdowałem ślady: skrawek kolorowej wstążki, znak na drodze, najczęściej literę S (jak Sonia), a potem, gdy wszedłem między drzewa dość