Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
słoje miodowoszare i naraz się urywały, pewnie po amputacji konaru.
Wszedł i poczuł przypływ czegoś swojskiego. W nawie było jasno. Na prawo, w ławce, dwie kobiety, na lewo pewnie emeryt, w szarej kurtce.
Przez wysokie okna za ołtarzem wpadało niskie już światło. Zmrużonym okiem ogarniał figury świętych Pańskich. Stali na głowicach filarów jak narciarze na podium, trzymając to pastorał, to ptaka drapieżnego, to księgę złotą. Tylko niebo sklepione nad nimi przez pomorskich murarzy było inne niż w jego, Hansowej, Bawarii. Tam lazury usiane gwiazdami, tu wklęsłości ciemnej północnej cegły, jak znaleziony na plaży miedziak.
Ruszył w stronę ołtarza.
"Kto idzie, idę
słoje miodowoszare i naraz się urywały, pewnie po amputacji konaru. <br>Wszedł i poczuł przypływ czegoś swojskiego. W nawie było jasno. Na prawo, w ławce, dwie kobiety, na lewo pewnie emeryt, w szarej kurtce. <br>Przez wysokie okna za ołtarzem wpadało niskie już światło. Zmrużonym okiem ogarniał figury świętych Pańskich. Stali na głowicach filarów jak narciarze na podium, trzymając to pastorał, to ptaka drapieżnego, to księgę złotą. Tylko niebo sklepione nad nimi przez pomorskich murarzy było inne niż w jego, Hansowej, Bawarii. Tam lazury usiane gwiazdami, tu wklęsłości ciemnej północnej cegły, jak znaleziony na plaży miedziak. <br>Ruszył w stronę ołtarza. <br>"Kto idzie, idę
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego