przegubie.<br>Ułożył tę dłoń tak, żeby nie ścierpła. Gabrysia uśmiechnęła się przez sen i chwyciła go za rękę z ufnością.<br>Grzegorz siedział nadal po turecku, z ręką uwięzioną w dłoni śpiącej żony, chrupał - najciszej jak mógł - świeżutkiego małosolnego ogórka, patrzał na Gabrysię i śmiał się sam do siebie, jak wiejski głupek. Gabrysia mówiła mu wczoraj, przed zaśnięciem, <page nr=160> że być może szczęście jest jak okulary pana Hilarego. W zasadzie przyznał jej rację. Ale w tej chwili miał zupełnie jasną świadomość, że przeżywa jedną z najszczęśliwszych chwil swego życia.<br>To, co go tak rozśmieszyło, to myśl, że już na zawsze szczęście będzie miało