okazu zaproponowałem wypicie małej wódki, na co ów starszy pan nieco zażenowany oświadczył, że jeżeli nie mam nic przeciwko temu, to on chętnie by wychylił <orig>sztaganik</> <orig>kościejówki</>, czyli setkę denaturatu; przyniosłem denaturat, a dla siebie wódkę, i wówczas rękodzielnik, ośmielony moim brakiem zdziwienia, powiedział mi, że przyzwyczaił się do tego gminnego trunku, konserwując w Państwowym Muzeum Rogalstwa co bardziej interesujących osobników, którzy przed śmiercią zapisali swe ciała i rogi tej znakomitej, o pięknych tradycjach, instytucji; epizod ten, pozornie nie mający bezpośredniego związku z głównym nurtem mojej opowieści, stał się - o czym opowiem pod koniec - natchnieniem w rozwiązywaniu pewnego problemu technologicznego, którego