dnia, było to w roku 1928 lub 1929, małżeństwo Z. odwiedził gość niespodziewany. Przyjechał samochodem, przemówił po rosyjsku, wszedł i postawił na stole butelkę czerwonego, krymskiego wina. Z., który siedział na ławce w ogrodzie i malował, nie bardzo chciał z przybyszem rozmawiać, wrócił jednak do domu, jak się dowiedział, że gość chce kupić obraz. Był to urzędnik ambasady, przedstawił się jako początkujący kolekcjoner obrazów, zarabiający niewiele, i dlatego nie mógłby wiele zapłacić. Ale jakoś się dogadali. Wypili butelkę wina, które miało błyszczącą czarno-czerwono-złotą etykietę i było bardzo dobre. Gość rozglądał się po pracowni, mówił, że tak właśnie wyobrażał sobie