niosła też szumowinę po brzegach. "Upadek" po pięćdziesiątym szóstym przyjął jako krzywdę osobistą, a nie jako fakt historyczny. Nikomu nic złego nie zrobił, bronił swoich przed bandami, narażał życie - spotkała go czarna niewdzięczność. Nie mógł z dnia na dzień przestać wierzyć. I ciągle jeszcze broni straconych pozycji.<br>Wiem, że namawiali go, żeby wyjechał do innego powiatu, uparł się, że zostanie, chociaż zdjęli go z kierownictwa szkoły, przez jakiś czas nie pracował nawet jako nauczyciel, żył z kawałka ziemi i jeszcze mnie posyłał pieniądze. Chciałbym go teraz wypytać o wszystko, ale nie śmiem jakoś i mówię tylko, że się cieszę. Musiało to zabrzmieć