ujrzała plac jeszcze intensywniej oświetlony lampionami niż ulice, a w środku wielką, kolorową, rozpędzoną karuzelę z łódkami wznoszącymi się w niebo, to znowu opadającymi, nieomal dotykającymi ziemi. Podeszliśmy bliżej. Rozpoczęły się namowy. W końcu Wieśniewicz i ja wsiedliśmy do jednej łódki, zdjąwszy przedtem szaliki i swetry, bo nam się zrobiło gorąco. Antonella śmiała się i krzyczała coś do nas, ale z powodu chrzęstu karuzeli i muzyki nie słyszało się, co krzyczy. Po paru rotacjach musieliśmy do niej zejść, bo już ją zaczęto zaczepiać. Powłóczyliśmy się jeszcze potem trochę, kiedyśmy jednak błądząc tak natknęli się raptem na nasz samochód, bez słowa wsiedliśmy