mają przyjemność odbierać zwłoki wybawionej po pachy pociechy z jakiegoś nocnego lokalu. Rodzice bowiem jeszcze pamiętają swoje własne osiemnastki: 10 osób przy stole, kanapki, wino, adapter, Paul Anka albo Beatlesi, kwiatki w prezencie. - I rodzice w domu. Przecież nie było mowy, żeby ojciec wychodził z własnego domu, bo ja zapraszam gości! - wspomina Jolanta Szymańska. I opowiada o kilku osiemnastkach znajomych córki: pub na 300 osób, beczki wina, zamawiane jedzenie, wynajęta ochrona. Albo - w motelu, z rozmachem wesela. Na 48 osób, dania gorące, przekąski, półmiski serów i wędlin, opłacona orkiestra. Ale rodzice solenizantki handlowali na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia, więc mogli sobie pozwolić