głosy chłopów, ich ciężkie kroki, pół-głupkowate, pół-bezczelne wgapianie się w nas, to było obrzydliwe i cieszyłam się, kiedy wyszłyśmy. <br>Jedliśmy, do picia była woda w wysokich szklankach - miękka i z posmakiem spirytusu. Ale za to prowiant był pyszny i smakował tak, "jak jeszcze nigdy nic". Kiedy koniki były gotowe do drogi, zaprzęgano. My wsiadaliśmy i znów cieszyliśmy się podróżą. Teraz jechaliśmy traktem, było pięknie, ale gościniec był bardzie urozmaicony. Mama znów wymyślała coś, aby nas rozerwać. Starsi z nas, którzy umieli liczyć, liczyli kamienie przydrożne - zawsze do stu, a wtedy mama stawiała kreskę i było pełno radosnych okrzyków, kiedy