nikogo, ktoby ich lubił, a w razie potrzeby bronił. Którzy ich potrzebują, najgłośniej powstają przeciw nim. Ponure straszne historje krążą o czarnem mrowiu, zamkniętem w każdym grodzie za bramami ghetta. Że bałwochwalczo czczą złotego cielca, jak niegdyś pod Górą Synai, - że co sobota piją chrześcijańską krew, - że zatruwają studnie w grodzie, rzucając w nie psią padlinę, że kradną trupy z żalnika dla obmierzłych czarów, - że chwytają i mordują chrześcijańskie niewinne dzieciątka. W to wszystko lud wierzy święcie i stąd nawet trędowaci są łacniej cierpiani niż żydzi.<br>Więc też w kilkunastotysięcznym tłumie zebranym wokół Gottschalka i von Emicha, nie masz nikogo, coby