stanąć znów w oknie i, zerkając w sad znad żelazka, prasować Frankowi togę z fioletową wypustką, tak, by nie zostało ni zmarszczki. Dbała, żeby prezentował się godnie, gdy przemawiał, tak długo przemawiał i pięknie. Nie miała mu za złe, ilekroć zdarzało mu się bronić ubogich, których nie stać było na grosz honorarium. Sami byli niegdyś tacy ubodzy jak dwie myszy kościelne.<br>Dobry Boże, co się z nim teraz dzieje? Gdzie jest? Czy tam, skąd się odezwał ostatnio, jeszcze w maju - tą karteczką, która wreszcie trafiła do sioła. Listy jej poszukiwawcze krążyły gdzieś w wielkim młynie - i wreszcie tych kilka skąpych słów