ku niemu wyciąga z pobliża,<br>Ażeby go powołać na wspólne biesiady<br>We mgle, którą anioły, czyniąc znaki krzyża,<br>Rozpraszają dla gościa. Gość niezłomnie blady<br>Usuwa się i stroni i w pozgonnej ciszy<br>Udaje, że nie widzi nic i nic nie słyszy.<br><br>Niegdyś skrzydła wiatraków, sen posłuszny wiośnie,<br>Złocił mu w groźne miecze rycerskich orszaków,<br>A dzisiaj w dłoniach Boga, podanych miłośnie,<br>Widzi zdradliwe skrzydła ułudnych wiatraków,<br>I - nieufny - uśmiechem szyderczym przesłania<br>Możliwość nowych błędów, snów i opętania.<br>I nie postrzega nawet, jak nagle - bezszmerny<br>Anioł do stóp mu składa purpurową różę,<br>Przysłaną od Madonny na znak, że w lazurze<br>Pamięta o