Bełżcu, trzy i pół tysiąca w Oświęcimiu, dwa tysiące na miejscu, grupa młodych ludzi zbiegła do lasu, żeby wstąpić do partyzantki, to wymordowano ich w lesie - nie wiadomo, gdzie kto z ojca rodziny zginął. Ojciec dostał emeryturę, kiedy miał sześćdziesiąt lat. Dwa lata później zabrano go do szpitala z powodu gruźlicy i umarł tam na serce, we śnie. Matka pięć lat później, też na serce, też na emeryturze. Siostra skończyła biologię, ale uczyła chemii, a potem pracowała w przedstawicielstwie angielskiej firmy czekolady i w amerykańskiej firmie Western Union. Jej mąż, Rosjanin, z którym kilkakrotnie rozchodziła się i schodziła, skończył Instytut Awiacji