to wszyscy się nim opiekowali.<br><br>Michał przyjechał z lotniska wieczorem, siedzi, pije herbatę, nagle widzi, że ściana się rusza. Myśli sobie, ze zmęczenia mi w oczach miga. Patrzy, to nie zmęczenie, ale wielkie, żółte karaluchy maszerują po ścianie. Zerwał się na równe nogi, a Ben mówi, to nic, one nie gryzą, najwyżej między sobą trochę, tak sobie żyją... W garnkach, miskach, w lodówce. Jak dostały się do lodówki? I w jego pokoju... Co znaczy "jego"? To był ich pokój, on tam był po prostu intruzem. Ale rzeczywiście nic mu nie robiły, tolerancyjne, zamerykanizowane, zajęte własnymi sprawami. Przychodzili jacyś, dezynfekowali, to po