Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wyrzeczenie z mojej strony, gdyż zaczęły się tak zwane "krieszczenskije morozy" i matka wypuszczała mnie tylko na krótkie spacery.

Jegor jak zwykle czekał na ojca i odwoził go do warsztatów, a potem przywoził na obiad do domu. Obaj wracali tak zmarznięci, że wypijali po kieliszku wódki, a Jegor długo jeszcze grzał się przy płycie kuchennej. Ojciec wyruszał z domu w filcowych butach i w futrze z bobrowymi kołnierzeni, wciskając na oczy futrzaną czapkę. Ale Jegora słabo grzał jego łatany kożuszek i wytarte walonki...

Sylwestra rodzice spędzili u Jakubów. Było to równocześnie pożegnanie Poliny, która opuszczała Wielkie Łuki i wyjeżdżała do Kijowa na
wyrzeczenie z mojej strony, gdyż zaczęły się tak zwane "krieszczenskije morozy" i matka wypuszczała mnie tylko na krótkie spacery.<br><br>Jegor jak zwykle czekał na ojca i odwoził go do warsztatów, a potem przywoził na obiad do domu. Obaj wracali tak zmarznięci, że wypijali po kieliszku wódki, a Jegor długo jeszcze grzał się przy płycie kuchennej. Ojciec wyruszał z domu w filcowych butach i w futrze z bobrowymi kołnierzeni, wciskając na oczy futrzaną czapkę. Ale Jegora słabo grzał jego łatany kożuszek i wytarte walonki...<br><br>Sylwestra rodzice spędzili u Jakubów. Było to równocześnie pożegnanie Poliny, która opuszczała Wielkie Łuki i wyjeżdżała do Kijowa na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego