raz wyciągam piersióweczkę whiskacza. Biorę potężnego łyka, aż alkohol, waląc w podniebienie, pali mnie i pozbawia tchu. Wzdrygam się, Gocha rzuca swoje obowiązkowe "no i widzisz", a ja czuję, jak przepala mi przełyk. Macham ręką, jakbym chciał zdmuchnąć płomienie buchające z ust. <br>- Coli! - charczę, trochę się zagrywając. - Coli! Naciskam na guzik przywołujący stewardesę. Przychodzi. Dosyć leciwe babiszcze i pozbawione jakiegokolwiek wabika. Ot, fachowa, bezduszna pielęgniarka. - May I ask you for one more coke? <br>Uśmiecha się zawodowo, of course, i zmyka po puszeczkę. <br>Co jak co, ale stewardesy ostatnio się bardzo popsuły. Dawniej był to prestiżowy zawód pozwalający wielu ładnym dziewuchom wyrwać