tam w Warszawie jest pan minister<br>siwy i taki miły,<br>przez okno rzuca spojrzenia bystre,<br>bo chce, by dla ciebie były<br>zimą sopelki, śniegi i lody:<br>wszystkie zimowe wygody.<br><br>Jeżeli tedy sanki usłyszysz<br>i dzwonki ich tajemnicze,<br>wiedz: to minister w skupionej ciszy<br>nacisnął taki guziczek,<br>że sanki dzwonią i gwiazdki lśnią<br>nad miastem i nad wsią.<br><br>1936</><br><br><br><div type="poem" sex="m" year=1936><tit>STRASNA ZABA</><br>wiersz dla sepleniących<br><br>Pewna pani na <orig reg="Marszałkowskiej">Marsałkowskiej</><br>kupowała <orig reg="szynkę">synkę</> z <orig reg="groszkiem">groskiem</><br>w <orig reg="towarzystwie">towazystwie</> swego <orig reg="męża">męza</>, ponurego draba;<br><br>wychodzą ze sklepu, pani w <orig reg="szloch">sloch</>,<br>w <orig reg="krzyk">ksyk</> i w lament: - <orig reg="mężu">Męzu</>, och, och!<br><orig reg="popatrz">popats</>, <orig reg="popatrz">popats</>, jaka <orig reg="straszna">strasna</> <orig reg="żaba">zaba</>!<br><br><orig reg="mąż">Mąz</> był <orig reg="wyższy">wyzsy</> <orig reg="urzędnik">uzędnik</>, <orig reg="przetarł">psetarł