kątów pod stopy Wisi. Przeklinał w duchu podarte - zresztą przez siebie - tapety, zacieki wilgoci przy oknach, krzywą podłogę, zakurzone wiejskie palmy przy obrazach świętych, pokancerowaną maszynę do szycia.<br>- Gniewasz się, Polek?<br>- Ach, co ty? - podskoczył przestraszony.<br>- No to siądźmy do stołu. Rzucił się przysuwać krzesło, w przelocie gołą dłonią wbił gwóźdź, który sterczał bezwstydnie z oparcia, służąc zwykle Dziadzi pomocą przy wyrobie dratwy. Koszmarny liszaj na stole, który dopiero dziś spostrzegł, przykrył nerwowo książką. Puciałłówna usiadła na krześle rozrzuciwszy plisy niebieskiej spódnicy, rozejrzała się swobodnie dokoła.<br>- Miło tu u ciebie. Polek zaczerwienił się i bąknął jakoś tak bez związku.<br>- Strasznie lubię