zarastać, począwszy od płycizn i od brzegu, rzekę, wyjąłem zza krokwi spluwę, naoliwiłem ją i przeczyściłem.<br> Po kilku dniach rzeka stanęła.<br> Wchodząc na jeszcze przejrzysty, gruby najwyżej na dwa cale lód, gdyż widać było pod nim biały piach i coraz pośpieszniej spływające z płycizn ryby, słyszałem, jak moje buty podkute gwoździami dzwonią daleko ode mnie po nie ściągniętych lodem głębinach.<br> Postanowiłem zaczekać jeszcze tydzień.<br> Wtedy o zmierzchu, powiadając ojcom, że idę do drugiej wsi na wyskubek, wyjąłem zza krokwi spluwę i poszedłem do wdówki.<br> <page nr=14><br> Akurat coś pitrasiła.<br> Zostawiając mnie przy piecu, pobiegła do Jaśka.<br> Wrócili roześmiani i wpółobjęci, starając się wejść