Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Kazimiera i wyprowadziła Krysię.

Jurczenko usiadł obok mnie na podłodze, wyjął z kieszeni gwizdek kolejowy i wetknął mi go do ust. Wciąż jeszcze łkając, gwizdnąłem raz i drugi...

- Weź go sobie... Daję ci go na zawsze... -szepnął Jurczenko.

Marzyłem o takim gwizdku, ale matka nigdy nie pozwalała dawać mi żadnych hałaśliwych zabawek. Teraz powiedziała łagodnie:

- Weź ten gwizdek... Tylko już nie płacz!...

Podszedł ojciec i wziął mnie na ręce. Długo patrzał mi w oczy, wreszcie rzekł pojednawczo:

- Nie gniewaj się na mnie... Dobrze?

Tak skończyła się wielka burza, która wstrząsnęła naszym domem.

Tekla w sama porę wezwała nas na śniadanie.

Usiedliśmy
Kazimiera i wyprowadziła Krysię.<br><br>Jurczenko usiadł obok mnie na podłodze, wyjął z kieszeni gwizdek kolejowy i wetknął mi go do ust. Wciąż jeszcze łkając, gwizdnąłem raz i drugi...<br><br>- Weź go sobie... Daję ci go na zawsze... -szepnął Jurczenko.<br><br>Marzyłem o takim gwizdku, ale matka nigdy nie pozwalała dawać mi żadnych hałaśliwych zabawek. Teraz powiedziała łagodnie:<br><br>- Weź ten gwizdek... Tylko już nie płacz!...<br><br>Podszedł ojciec i wziął mnie na ręce. Długo patrzał mi w oczy, wreszcie rzekł pojednawczo:<br><br>- Nie gniewaj się na mnie... Dobrze?<br><br>Tak skończyła się wielka burza, która wstrząsnęła naszym domem.<br><br>Tekla w sama porę wezwała nas na śniadanie.<br><br>Usiedliśmy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego