Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wymyśli - mówił Wania z zawstydzeniem. - Ja mam bielmo na jednym oku, a on na dwóch...

Po kolaeji szliśmy na stację obejrzeć przyjeżdżających letników i spotkać się ze znajomymi panienkami. Stacja była miejscem towarzyskich spotkań. Wieczorem, po skwarnym dniu Puszcza-Wodica budziła się do życia. Z oddali dobiegało szczekanie psów, dźwięki harmonii, śpiewy i śmiechy.

Muroczka przychodziła na stację z koleżankami i paroma starszymi od nas sztubakami. Pluj czerwienił się; musieliśmy go popychać, żeby do niej podszedł. Udawaliśmy uczniów szóstej klasy, nie widzieliśmy więc powodu, aby ci nędzni, krostowaci dryblasi mieli nas dystansować. Zresztą, dzięki pracy w kuźni, byliśmy dość silni, aby
wymyśli - mówił Wania z zawstydzeniem. - Ja mam bielmo na jednym oku, a on na dwóch...<br><br>Po kolaeji szliśmy na stację obejrzeć przyjeżdżających letników i spotkać się ze znajomymi panienkami. Stacja była miejscem towarzyskich spotkań. Wieczorem, po skwarnym dniu Puszcza-Wodica budziła się do życia. Z oddali dobiegało szczekanie psów, dźwięki harmonii, śpiewy i śmiechy.<br><br>Muroczka przychodziła na stację z koleżankami i paroma starszymi od nas sztubakami. Pluj czerwienił się; musieliśmy go popychać, żeby do niej podszedł. Udawaliśmy uczniów szóstej klasy, nie widzieliśmy więc powodu, aby ci nędzni, krostowaci dryblasi mieli nas dystansować. Zresztą, dzięki pracy w kuźni, byliśmy dość silni, aby
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego