wypadł z torów na trakt polny, pylisty - wtedy majster brał po prostu szlauch i polewał całą halę, nic sobie nie robiąc z naszych protestów. Suszyliśmy się w słońcu na dworze. O trzeciej wracaliśmy do autobusu, brudni, bo w łaźni nie działały prysznice. - Tu nie kopalnia - mówił nagabywany przez nas inspektor higieny i bezpieczeństwa - nic wam nie będzie. - Myliśmy się jednak do pasa w umywalkach, ziarnistą pastą, zmieszaną chyba z piaskiem, która dobrze rozpuszczała smary, ale zostawiała też czerwone plamy na skórze, egzemę na przedramieniu, od łokcia do nadgarstka. Po południu kładłem się na tapczanie. Nie mogłem zasnąć, jak po długiej podróży