wpółprzytomna od szmerów, powiewów, cykania... Powietrze gęste, rozpięte niejako na czarnych krosnach, drgało wokół niskim, jednostajnym buczeniem, jak gdyby gdzieś pod lasem ktoś bardzo niemrawy, pierwotny, wystawił z wody pysk dziki, ropuszy, by wychuchać z siebie swą ogromną, nieludzką tęsknotę - a miał na to tylko tę jedną nutę: hu-hu-hu: <br>- Bąk - powiedział nasłuchując człowiek z drugiej strony ogniska.<br>- W y p - odparł Szczęsny przypominając sobie noce nad Wołgą. - Do dziś nie wiem, jak to się nazywa po polsku. Ale po rosyjsku pamiętam: wyp. Widziałem. Ptak nieduży, ale bardzo pękaty, jakby wzdęty. Na długich nóżkach, cały popielaty, a dziób ma jak