obiady niemal ci wszyscy, którzy pracowali na Łabędziej.<br>Stawki za tzw. ochronę były zróżnicowane. Od pana Wincentego zażądano najmniej, gdyż widać było od razu, że prosperuje nie najlepiej. Ale już właściciel dużego sklepu z armaturą łazienkową i materiałami hydraulicznymi miał płacić co miesiąc dwa i pół tysiąca, zaś od właściciela hurtowni z glazurą i terakotą (a właściwie jego mocodawcy) chłopiec zażądał pięciu tysięcy.<br>Były to duże pieniądze, ale jednak możliwe do zapłacenia. Ci, co żądali okupu, dobrze wiedzieli, ile i od kogo wymagać. Branża budowlana w L. rozwijała się z rozmachem, nadal powstawały nowe sklepy i hurtownie, co oznaczało, że na