sztabu powiało niżem, bardziej dławiącym <br>niż dzisiejszy upalny ranek. Ktoś dał znać kierownikowi. <br>Przyszedł, spojrzał, nic nie powiedział, wyszedł. <br>Wrócił już zza drzwi.<br>- Proszę tego nie zdejmować - rozkazał bardzo <br>wyraźnie, kierując nieprzeniknione zza ciemnych okularów <br>spojrzenie w kąt, gdzie nad stolikiem stało zbitą masą <br>ciało pedagogiczne.<br>Zafalowało nierówno.<br>Kierownik wyszedł i już nie wrócił.<br>Wieczorem przy kolacji cisza była jak w kościele albo na <br>apelu prowadzonym przez Grubą. Całe dziesięć minut <br>dłużej niż zwykle jedli tego dnia chleb, topiony serek <br>i masło, odgrzewaną fasolówkę z obiadu, trochę <br>klusek, placków. Kolacje zwykle były obfite. Należało <br>im się po złych, nieudanych, szarych lub tylko