myśli, porządkuję argumenty i chociaż nie tak jak ona spokojnie ani tak łagodnie, trajluję z przekonaniem, że jest to niemożliwe, bez sensu. Gadam o tym, jak się tu dostałam prosto z marszu, nie spodziewałam się tego ani z tym liczyłam. Mam dwoje dzieci, którymi muszę się opiekować. Są takie kochane i takie przecież beze mnie bezradne. Dopiero co, jak wyszłam ze szpitala, więc nawet nie zdążyliśmy się sobą nacieszyć. Dorotka nie lubi jeść w przedszkolu, a Michałkowi obiecałam pomoc w przygotowaniu się do bardzo ważnej kontroli z przyrody. Nie ma mowy, ja nie mogę tu zostać, a do tego aż przez piętnaście