I dziurki w nosie. Ta lewa, bajka. Za to w prawej - okruszka, złoty skwarek tyciuni, że wykałaczkę mi dajcie, a dziobnę tę krewetkę... albo nie, między motyle tego żuczka zasuszę. I koniec flirtu. Nie dla mnie entomologia. I skończyło się, dwie dziurki w nosie". Roześmiał się. <br>Zamiast wrócić do miasteczka, idzie w stronę wielkiego jeziora. "Tu na nich nie wlezę". Na brzegu nikogo. Piach jeszcze skłuty ospą wczorajszej ulewy. Świadomość, że stanął nad tą wodą bez przygotowania, przypadkowo, pragnąc uniknąć tamtych. Myśl, że jezioro warte jest dojścia zamierzonego, bardziej godnego, jako miejsce z dawien dawna wybrane przez pielgrzyma w pobożnym marzeniu