Typ tekstu: Książka
Autor: Konwicki Tadeusz
Tytuł: Dziura w niebie
Rok wydania: 1995
Rok powstania: 1959
spełni. Ferdzia westchnął i powiedział:
- Jak Boga Najwyższego kocham.
- Pamiętaj. Polek kopnął go niemocno na pożegnanie i skoczył szybko pomiędzy mokre od wieczornej rosy krzaki leszczyny. Zbiegł w dół ku białej łące, skrył się w oparach. Bulgocące bagno było przenikliwie zimne. Spękane nogi zamokły już, poczęły piec jakby nakłuwane tysiącem igieł. Prawie po omacku szedł w stronę Puszkarni przez tę mgłę nocną, jak po dnie jeziora snów. Naraz z gęstej bieli wypłynął cicho węgieł budynku starej papierni, niczym dziób wielkiej korwety. Polek dotknął ręką mokrego tynku, który kruszył się w palcach. Skręcił w lewo i wodząc dłońmi po ścianie jak ślepiec
spełni. Ferdzia westchnął i powiedział:<br>- Jak Boga Najwyższego kocham.<br>- Pamiętaj. Polek kopnął go niemocno na pożegnanie i skoczył szybko pomiędzy mokre od wieczornej rosy krzaki leszczyny. Zbiegł w dół ku białej łące, skrył się w oparach. Bulgocące bagno było przenikliwie zimne. Spękane nogi zamokły już, poczęły piec jakby nakłuwane tysiącem igieł. Prawie po omacku szedł w stronę Puszkarni przez tę mgłę nocną, jak po dnie jeziora snów. Naraz z gęstej bieli wypłynął cicho węgieł budynku starej papierni, niczym dziób wielkiej korwety. Polek dotknął ręką mokrego tynku, który kruszył się w palcach. Skręcił w lewo i wodząc dłońmi po ścianie jak ślepiec
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego