chwili z ludzkim mistrzostwem zdawania złudzeniu tego, co niepokojące i zawadzające, uspokoiłem się i poszedłem dalej. Szedłem tym samym szlakiem, co raz z bohaterskim żołnierzem, kochającym ponad wszystko swoją ojczyznę.<br>Witaj, Barbarossa, witaj znowu! Zastanowiłem się chwilę, czy nie odbić mu brody lub nie odłupać nosa, ale na nosie jego igrał promień księżyca, a on sam zapatrzony był z taką obojętnością w ciemną i drzewiastą aleję, wyrażał tak doszczętną dezynwolturę co do moich ewentualnych z nim poczynań, że zmroził mnie swoją zimną skamieniałością, zawstydził i chyłkiem, cichcem i tchórzliwie czmychnąłem <page nr=199> od niego, niby owe dwa trapiące mnie cienie, w aleję drzewiastą