okolicznych dworach. W Krakowie trudno było o jakiekolwiek locum, nawet tymczasowe. Wszystkie hotele wypełnione były po brzegi, zajęte przez rozmaitych delegatów rządowych, wysyłanych z Lublina dla zorganizowania urzędowych instytucji. Zaoferowałem mu miejsce w moim mieszkaniu na Krupniczej. Z zadowoleniem przyjął zaproszenie. Było ciepło i bardzo rodzinnie. Muszę się przyznać, że imponowało mi, iż goszczę wielkiego pisarza, bo za takiego go uważałem, przeczytawszy wszystkie jego książki wydane przed 1939 rokiem. Po pewnym czasie trochę się do niego zraziłem, ale o tym potem.<br>Któregoś dnia zaproponował mi bruderszaft, co mnie ogromnie ucieszyło. Miałem dwadzieścia pięć lat, byłem właściwie nikim, ot, sekretarzem Krakowskiego Oddziału