Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
powiedziała.
Raptem spostrzegłem, jaka jest mizerna.
Jakby mi się dopiero teraz oczy otworzyły - na jej zabiedzoną
twarz.
Czyż możliwe, żebym w ciągu wielu wizyt patrzył na nią i niczego
nie dostrzegał?
Ależ tak, mój ty Boże, prócz siebie nie dostrzegałem nikogo i
niczego!
Mogłaby się spalić na moich oczach!
Byłem impregnowany jak zimny drań, poza mną nic mnie nie
wzruszało.
A teraz siedzę półżywy z rozpaczy, ściskając poręcz ławki, nie
mogąc oderwać spojrzenia od twarzy mojej żony, wyostrzonych rysów, cieniów,
śladów tego, co ją pustoszyło.
Ze wszystkich tworkowskich przeżyć najcięższe było właśnie to, gdy uświadomiłem
sobie, że napiętnowałem ją swoim obłąkaniem
powiedziała.<br> Raptem spostrzegłem, jaka jest mizerna.<br> Jakby mi się dopiero teraz oczy otworzyły - na jej zabiedzoną<br>twarz.<br> Czyż możliwe, żebym w ciągu wielu wizyt patrzył na nią i niczego<br>nie dostrzegał?<br> Ależ tak, mój ty Boże, prócz siebie nie dostrzegałem nikogo i<br>niczego!<br> Mogłaby się spalić na moich oczach!<br> Byłem impregnowany jak zimny drań, poza mną nic mnie nie<br>wzruszało.<br> A teraz siedzę półżywy z rozpaczy, ściskając poręcz ławki, nie<br>mogąc oderwać spojrzenia od twarzy mojej żony, wyostrzonych rysów, cieniów, <br>śladów tego, co ją pustoszyło.<br> Ze wszystkich tworkowskich przeżyć najcięższe było właśnie to, gdy uświadomiłem <br>sobie, że napiętnowałem ją swoim obłąkaniem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego