ludzkiej drzazgi, gra maniacką furię skrajnego rewolucjonisty, gra te zawrotne momenty, kiedy jedno do drugiego się przytula. I coś jeszcze. Gra ból. Bradecki dotknął rzeczy naprawdę ważnej. Historyczny <name type="person">Marat</> pisał, owszem, tyle że pod mrowiem jego fraz boski Markiz mógłby się podpisać z punktu. Kto by pomyślał, że pomiędzy skrajnym indywidualistą a skrajnym populistą - w istocie nie otwierała się żadna przepaść. <name type="person">Marat</> i <name type="person">Sade</> - to jedno, tyle że inaczej z wierzchu odmalowane. Rzecz w tym, że każdy z nich zszedł na dno własnej pierwszej osoby liczby pojedynczej, a tutaj zawsze jest to samo. Nieusuwalny, wilgotny ból skrajnej samotności, którą można kroić