wykrycia, rozwijała się przez dwadzieścia parę lat, pasożytowała na jego życiu, by teraz ujawnić się w stadium nieuleczalności. Jeśli natomiast Północny istniał realnie, należało uważnie śledzić wypadki i uzbroić się w cierpliwość.<br>Droga do pracy zajmowała mu piętnaście minut, a że dochodziła szósta, przyspieszył kroku. Rozświergolenie ptaków ustawało, za to intensywniała zieleń drzew i huk narastał miejski, codzienny. Zygmunt dotarł do podziemnego przejścia przy "Rodzynku", minął otuloną zapachem świeżego chleba piekarnię i znalazł się w centrum, przy ratuszu. Teraz prosto w dół Pieniężnego, obok kina "Polonia". Przeszedł most na rzece Kwaj... che, che, chciałby. Przeszedł przez mostek na Łynie, małej rzeczce