się, że ze mną w porównaniu z zakochanym w sobie bożkiem jest akurat odwrotnie. Mówiąc zwięźle, przeginam pałę w drugą stronę. Nie tylko, że o zakochaniu się w sobie nie ma mowy, to się jeszcze wprost przeciwnie, chociaż tylko podświadomie nie lubię, nie akceptuje, a niekiedy wręcz nienawidzę. Alkohol, ciągła irytacja, niezdrowy tryb życia dowodzą tylko braku respektu wobec siebie samej. <br>W samoocenie jestem bezwzględna i bezpardonowa, a to prowadzi do samoobwiniania się, od którego już tylko jeden krok do nieuchronnej autodestrukcji. A to właśnie nic innego jak autodestrukcja jest motorem i jedyną racją bytu depresji. Wewnątrz mnie toczy się nieustanna