światła, i sączy się jak trujący gaz przez piecyk, dziurki od klucza. Każdego dnia zabiera coraz więcej, przenika przez skórę, dosięga wnętrza, niszczy wszystko, co jasność zdołała odbudować, sprawia, że wraca się do miejsca, które raz już się opuściło. Ciemność odsłania, wszystko jest takie, jakie naprawdę jest.<br>Dni spędzone w izolatce były najszczęśliwszymi dniami w moim życiu. Coś się wtedy we mnie złamało, odczuwałem to niemal fizycznie, uświadamiałem sobie, że mogę istnieć inaczej, być gdzie indziej, z kim innym. <br>Zmiana nie nastąpiła nagle, mogłem więc zaobserwować, jak przebiega, i przygotować się już bez oporu, bez wszechobecnego buntu, do nowej roli. Po